sobota, 21 października 2017

Nie mówcie, że nie mamy niczego, Madeleine Thien


"Nie mówcie, że nie mamy niczego" jest sagą, to opowieść o dwu rodzinach chińskich muzyków z Szanghaju. 


Historię obu rodzin odkrywa Marie, dziecko chińskich emigrantów, mieszkających w Kanadzie. Te 600 stron stworzone przez Madeleine  Thien zachwyca od początku do końca, chociaż historia jest gorzka i wstrząsająca. Nawet dla Polaka, pamiętającego komunizm obraz totalitaryzmu w chińskim wydaniu będzie potworny w swoim okrucieństwie.
Główni bohaterowie to troje młodych muzyków: kompozytor, pianista i skrzypaczka, ale ich życie bardziej niż od nich samych zależy od partii i polityki. Historia obu rodzin jest ściśle powiązana z historią komunistycznych Chin i w zasadzie jest "ilustracją' wydarzeń historycznych od lat 50. XX w. po współczesność.
Rewolucja kulturalna, zapoczątkowana w 1966 r. to w rzeczywistości rewolucja antykulturalna, której celem było wyniszczenie kulturalnej i intelektualnej elity, niszczenie indywidualizmu i całkowite podporządkowanie jednostki aparatowi państwa. By tego dokonać wyeliminowano najmniejsze nawet wpływy kultury Zachodu, bo ta głosiła indywidualizm. Listy zakazanych książek, autorów, kompozytorów były kilkakrotnie dłuższe  niż listy dzieł dozwolonych. W końcu zakazano wszystkiego, zamknięto uniwersytety i konserwatoria muzyczne, a pracujących tam nauczycieli trafili do obozów "reedukacji" lub otrzymali nakazy pracy w fabrykach. Władze nie liczyły się z ich wykształceniem, rzeczywistymi możliwościami czy rodziną. Nakaz pracy mógł oznaczać przesiedlenie, po którym najbliżsi żyli oddaleni od siebie o tysiące kilometrów i widywali się dwa razy do roku.
Wszystko to dotyka w jakimś stopniu głównych bohaterów i ich rodziny. Rewolucja kulturalna w chińskim wydaniu to proces wiecznie w toku, bo w gruncie rzeczy chodzi o eliminację starych elit i zastąpienie ich nowymi, istotna jest zmiana miejsc. Towarzyszą temu samosądy na ulicach, donosy, manifestacje, nieustanne szermowanie hasłami i cytowanie dzieł Mao. Bez tego tła, precyzyjnie przedstawionego w powieści, niemożliwe byłoby zrozumienie wydarzeń, emocji i napięcia, które stale towarzyszy bohaterom. Te cytaty, wiece, hasła agitacyjne, listy samooskarżeń wiernie oddają atmosferę Chin XX w. Kolejne "etapy rewolucji" prowadzą w końcu do masakry na placu Tiananmen, która w książce ma tragiczny, bo ludzki, jednostkowy wymiar. Siłą powieści Thien jest właśnie ukazanie losów jednostek na tle historii. To właśnie losy poszczególnych bohaterów są wstrząsające. Realizm i naturalność postaci pozwala odczuć, że taki los mógłby dotknąć każdego z nas.
Narracja utworu układa się w fugę, zakończoną codą i jak w fudze powracają kolejno postaci, tematy, ale i motywy muzyczne, którymi żyją bohaterowie powieści.  Teraźniejszość przeplata się z przeszłością, a klasycznej 3.osobowej narracji towarzyszą partię "Księgi rejestrów", którą "oświadczał się" poeta. Dopiero po chwili orientujemy się, że "Księga..." jest historią rodziny, a w toku wydarzeń będzie uzupełniana i modyfikowana. Stanie się też szyfrem rodziny i sposobem przekazywania zakazanych informacji.
Ciekawostką jest numeracja części i kolejnych rozdziałów. Po części pierwszej następuje część zerowa, w której numeracja rozdziałów się cofa, co współgra z formami gramatycznymi dla określenia przeszłości i przyszłości w językach Chin, a samo zero to "punkt, od którego wszystkie punkty są zależne, w odniesieniu do którego wszystkie się je oznacza, który wszystkie je określa" (s. 382). Jedno z wydarzeń w powieści, na granicy obu ksiąg, jest dla bohaterów cezurą, stanowi punkt zwrotny i podstawę redefiniowania teraźniejszości i przeszłości.
"Nie mówcie, że... " to książka o ważna. Dotyka problemów historii, totalitaryzmu, psychologii, ale też literacko i muzycznie wysmakowana.

 Autor: Madeleine Thien
Tytuł: Nie mówcie, że nie mamy niczego
Tłumaczenie: Łukasz Małecki
Wydawnictwo: Wydawnictwo Literackie
Data wydania: 25 października 2017

wtorek, 17 października 2017

Księga nocnych kobiet, Marlon James


W 1833 r. na Jamajce zniesiono niewolnictwo. Wcześniej na plantacje trzciny cukrowej trafiali jako niewolnicy ludzie pojmani w Afryce. Bohaterami "Księgi nocnych kobiet" są właśnie Jamajczycy, niewolnicy w pierwszym i drugim pokoleniu i ich okrutni właściciele, a wydarzenia przedstawione w powieści zostały zainspirowane prawdziwym buntem niewolników, który na Jamajce zapoczątkowały kobiety. I to one, adekwatnie do tytułu, są bohaterkami powieści Marlona James'a. 



 Lilit jest niewolnicą w Montpelier i jako jedyna bodaj na tej plantacji ma imię, które nie jest imieniem mitologicznym. Jej imię wiernie odzwierciedla charakter. Opiekująca się nią Kirke, a później Homer mówią o niej: "rogata". Los powieściowej Lilit jest jednak z góry przesądzony, mimo buntu daleko jej do wolności legendarnej pierwszej żony Adama. "Ludzie i historia są zależni od środowiska, otoczenia i rasy" (Hipolit Taine), a Lilit rodzi się jako czarna niewolnica i to decyduje o wszystkim. Dziewczyna pragnie wolności, ale w głębi duszy jest niewolnicą, ta niewola to przywiązanie do sytuacji, brak wiary w możliwość zmiany i uprzedzenia. Myślowe schematy są nie do przełamania, a niewolnicy w swój świat przenoszą metody postępowania białych- głównie przemoc i zastraszanie, ale też hierarchiczny porządek, który obowiązuje i wśród nich.
Akcja rozgrywa się na przełomie XVIII i XIX w, kiedy to kobiety zawiązują spisek i przygotowują powstanie przeciwko białym kolonizatorom, ale ten bunt tak naprawdę rodzi nie pragnienie wolności, a żądza zemsty - jednostkowa żądza zemsty, więc jest z góry skazany na klęskę. To właśnie Lilit przekonuje się, że zemsta nie jest słodka, że jest wyniszczająca, ale strach, wcześniejsze doświadczenia, środowisko i powszechnie obowiązujące zwyczaje nie pozwalają jej uczucia inne niż lęk, nienawiść i pragnienie zemsty.

Proza James'a to tym razem powieść epicka, mroczna i gęsta, ale też doskonale osadzona w realiach epoki. Świetnie oddaje stosunki panujące pomiędzy białymi i czarnymi, ale także w obrębie samych białych i wewnątrz czarnej społeczności. Bohaterowie są pełnowymiarowi, a przy tym nikt nie jest tu dobry lub zły, wszyscy są i tacy i tacy. James uniknął czarnobiałego schematu i chwała mu za to. Czarni bywają równie okrutni, a biali miewają swoje słabości.
Narracja prowadzona jest z perspektywy Lilit, a że poznajemy ją jako dziecko to siłą rzeczy książka jest też opowieścią o dojrzewaniu, tym rozumianym jako wchodzenie w dorosłość, ale i dojrzewaniu do miłości i człowieczeństwa. Uogólniając - cała powieść jest książką o człowieczeństwie i braku człowieczeństwa, o zemście, cierpieniu, godności, niewolnictwie i prawie do wolności.

Lilit jest zuchwała, podobnie jak pozostałe bohaterki - czarownice, przyjaciółki, kochanki, matki, niewolnice, morderczynie, ale największym zuchwalstwem tej powieści jest język: dosadny, wulgarny, kipiący przemocą, a równocześnie wyrażający dumę czarnych kobiet. Język według Wittgensteina stanowi granicę naszego świata i rzeczywiście język, którego używają bohaterowie kształtuje ich świat i ich spostrzeganie świata, ale też świat kolonii ukształtował ten język. To wzajemna zależność. Niemniej język powieści jest kolejnym bohaterem "Księgi nocnych kobiet" i wpływa na wydarzenia, postaci i ... czytelnika.

"Księga nocnych kobiet" to najlepsza książka o niewolnictwie jaką dotąd czytałam.



Autor: Marlon James
Tytuł: Księga nocnych kobiet
Tłumaczenie: Robert Sudół
Wydawnictwo: Wydawnictwo Literackie
Rok wydania: 2017

poniedziałek, 9 października 2017

Nie odstępuj ode mnie, Elizabeth Strout


West Annet to małe, amerykańskie miasteczko, będące kwintesencją prowincjonalności. Mieścina jest tak mała, że wszyscy się znają i tak nudna, że każdy drobiazg jest wielokrotnie komentowany. Mieszkańcy żyją cudzym życiem, bo ich własne jest przerażająco nudne. Plotkują i oskarżają tym chętniej, że sami nie są krystaliczni. Życie koncentruje się wokół kościoła, ale wszelkie Kółka Dobroczynności i Kółka Religijne są tylko wylęgarnią plotek.




Ofiarą takich plotek jest pastor Tyler Caskey. Mieszkańcy z rozkoszą komentują życie pastora, kiedy ten ma kłopoty. Tym chętniej, że Tyler był niemal chodzącym ideałem, człowiekiem życzliwym, zaangażowanym, wygłaszającym płomienne kazania i do tego przystojnym. Nieco mniej sympatii wzbudzała jego żona Laura, piękna, młoda i, o zgrozo, uwielbiająca modę.

Pastora poznajemy gdy jest on już wdowcem z dwójką małych dzieci. Od smutku po śmierci żony ucieka w pracę, zaniedbując przy tym córkę Ketherine. Dziewczynka sprawia coraz większe kłopoty w przedszkolu, a wezwany przez opiekunki pastor musi zmierzyć się z tym problemem, choć pogrążony w rozpaczy niewiele z sytuacji rozumie, co zresztą jest źródłem plotek, rozsiewanych w miasteczku. Pastor nie umie zadbać o dziecko, ani o jego fizyczne potrzeby, ani o dobry kontakt. Młodsza z dziewczynek pozostaje pod opieką despotycznej babci, której jedynym życiowym celem jest budzenie podziwu. Chce być dumna z syna i wnuczki, ale tylko młodszej, starszą się nie interesuje, więc stale poucza, "tresuje", zasypuje syna frazesami i tym samym pogłębia jego problemy. Spiętrzenie kłopotów przynosi w końcu załamanie. Tyler musi się zmierzyć z sobą, z absurdami i schematami przedszkola, które analizuje Katherine metodami Freuda, w końcu musi stawić czoła swoim, zżeranym przez ambicje parafianom. Punktem zwrotnym jest całkowite załamanie Tylera. To swoisty sprawdzian człowieczeństwa dla osób z jego otoczenia. Nie wszyscy zdają ten egzamin celująco, ale to właśnie upadek zbliża do niego na powrót parafian.  

"Nie odstępuj ode mnie" to świetna proza psychologiczno-obyczajowa. Postaci są wyraziste i wiarygodne, a język obfituje w cytaty z Biblii i dzieł religijnych, bo w taki sposób myśli główny bohater. Świetna powieść, wiarygodna na i na poziomie języka, i prawdopodobieństwa wydarzeń i psychologii.


Autor: Elizabeth Strout
Tytuł: Nie odstępuj ode mnie
Tłumaczenie: Ewa Westwalewicz-Mogilska
Wydawnictwo: Świat Książki
Rok wydania: 2008

poniedziałek, 2 października 2017

Duchy Jeremiego, Robert Rient


Dziadek stary Sybirak, do tego z "alshajmerem", sąsiadka dziadka - Maria to Żydówka, która cudem przeżyła obóz koncentracyjny, babcia, też Żydówka, z Getta trafiła do polskiego domu  i przeżyła, ale straciła całą rodzinę, ciotka Estera to lesbijka, "którą Bóg opętał", a matka umiera na raka. O wszystkim tym opowiada 12 letni Jeremi i to właśnie kreacja narratora umożliwiła wprowadzenie takiej ilości trudnych tematów i zgranie ich w spójną, logiczną i nienużącą całość. 



"Duchy Jeremiego" to opowieść o śmierci w wielu odsłonach i wielu odmianach, tyle że dla 12 letniego narratora wszystkie historie dzieją się równocześnie, bo chroniony wcześniej chłopiec o wszystkim dowiaduje sie niemal w jednej chwili. Nawet dla dojrzałego człowieka byłoby aż nadto. Ból i strach są wszechobecne. Najstarsze pokolenie stale obawia się gestapo, antysemityzmu i ponownych wywózek na Syberię. Młodsze pokolenie dziedziczy traumę, nawiasem mówiąc świetnie o tym mechanizmie dziedziczenia pisał Mikołaj Grynberg, i zaraża lękiem najmłodszych. Rodzinne tajemnice, tematy, o których się nie rozmawia nie tylko irytują, ale  i niepokoją, wywołują stałe napięcie i atmosferę oczekiwania na  katastrofę. Poszukiwanie prawdy o rodzinie jest też poszukiwaniem prawdy o sobie. Żyd - to słowo boli, bo być Żydem to żyć w lęku, czekać na łomotanie do drzwi i zagazowanie. Jeremi, który o wojnie wie niewiele "zarażony wojną" śni o gestapo. To cena prawdy o sobie i rodzinie.
W konfrontacji z traumami bliskich, chorobą matki, przeprowadzką na wieś do dziadka Jeremi musi dorosnąć i przejąć odpowiedzialność za życie innych. Pilnuje dziadka, sprawdzając "testem Syberii" czy rozmawia z dziadkiem czy z "alshajmerem", pomaga w gospodarstwie i zarabia, żeby pomóc mamie (choć ona raczej nie ucieszyłaby się wiedząc jak zarabia jej syn). Ciągle jednak to dziecko, które nie dostrzega istoty problemów i interpretuje wszystko po swojemu. Naiwność Jeremiego podkreśla tragizm, ale jest i źródłem komizmu, choć chwilami gorzkiego.
"Duchy..." są także powieścią o żałobie przeżywanej przez dziecko i poszukiwaniu ratunku. Tytułowe duchy w życiu babci Jeremiego- Elzy i samego Jeremiego to, wedle słów samego autora książki, "natrętne myśli, nierozwiązane problemy, tajemnice rodzinne, wyparte emocje, niepokój i lęk". Te duchy przychodzą i stają się najważniejsze. Ważniejsze niż miłość, przyjaźń, bliscy. Odbierają radość życia, a jednak są przez bohaterów przywoływane.
Mimo skali problemów poruszanych w powieści Rient uniknął patosu. Uchroniła go przed nim narracja prowadzona z perspektywy dziecka i naturalność jego spostrzeżeń i skojarzeń. Język stylizowany na język 12- latka, potoczny, z błędami, pełen odniesień do współczesności nastolatków bawi i nieodparcie kojarzy się z językiem powieści "Życie przed sobą" E. Ajara.
Doskonała książka, mistrzowsko napisana. Czytanie boli, a śmiech jest przez łzy.



Autor: Robert Rient
Tytuł: Duchy Jeremiego
Wydawnictwo: Wielka Litera
Rok wydania: 2017

"Życie przed sobą" Romain Gary

  Za "Życie przed sobą" Romain Gary otrzymał nagrodę Goncourtów. Po raz drugi otrzymał nagrodę, którą można otrzymać tylko raz ...