środa, 17 sierpnia 2016

Balzakiana, Jacek Dehnel

Balzakiana- już sam tytuł jest pretensjonalny choć zapewne miał być oryginalny, miał też sugerować pokrewieństwo z prozą Balzaca. I rzeczywiście z Balzaca sporo tu zapożyczeń: postaci wędrujące z utworu do utworu i spinające w całość cztery odrębne opowiadania, podobne są też ramy czasowe opisywanych wydarzeń, brak jednak tak charakterystycznej dla twórcy „komedii ludzkiej” czystej opisowości.  Balzac opisywał, Dehnel stara się wprawdzie opisywać, ale nie udaje mu się uciec od oceniania – wartościowania rzeczywistości (a może tylko świata przedstawionego). Narrator Balzaca jest wszechwiedzący, Dehnela też, różnica tkwi jednak w sposobie traktowania czytelnika. 


Narrator Balzacowski jest zżyty z czytelnikiem, nie pozwala sobie jednak na nadmiar poufałości, u Dehnela natomiast prostacko puszcza oko do czytelnika, sugerując mu przy tym nie tylko „wspólność” światów i znajomość tematu, ale też co i jak należy ocenić jakby jego inteligencji nie dowierzał. 

Na szczęście łączenie tradycji ze współczesnością nie zawsze jest tu pomyłką. Obok partii, w których forma jest niedostosowana do treści, język bohaterów do ich pozycji i charakteru zdarzają się i miejsca z uroczkami, smaczkami, wyrafinowaną  narracją etc, które niestety nikną przygniecione falami, nie zawsze potrzebnych,  dygresji i retrospekcji. Bohaterowie często posługują się anachronicznym językiem, obdarzył ich też autor staroświeckimi imionami, a same sytuacje i osoby bywają wręcz nieprawdopodobne. Czy możliwa jest egzystencja Asi Ściepkówny w kształcie nadanym jej w opowiadaniu, jeśli ta Asia żyje współcześnie, ma dostęp do telewizji, ba, nawet do Internetu, chodzi do liceum, więc ma wiele okazji do różnorakiej demoralizacji i ulegania nieodpowiednim wpływom? Nie znajduję ku temu przekonujących przesłanek, podobnie jak nie znajduję ich, gdy czytam o szczęśliwym małżeństwie Weroniki. „Mięso wędliny ubiory tkaniny” dzięki wprowadzeniu tego małżeństwa stały się opowiastką z tezą, nachalną obroną przebrzmiałych dawno tradycji (klasowości, aranżowania małżeństw itp.), próbą ratowania dawnego świata i dawnego rytmu życia, który przegrał w starciu z obecnym tempem życia, jego zmiennością i barwnością. Dawne wartości przeszczepione w zmienione realia ulegają w świecie kreowanym przez Dehnela wypaczeniu – świat nowobogackich przyswaja jedynie powierzchowny blichtr bez głębszych wartości i kultury dawnej arystokracji, czego przykładem choćby rezydencja Włos(t)ów i historia ich „rodowego” nazwiska. Zaskakujące jest zakończenie tego opowiadania(„Miłość korepetytora”), zaskakujące i nieprawdopodobne, ale będące ilustracją kolejnej tezy – nowa „arystokracja” przejmuje jedynie wady poprzedniej.   

Zatem nie czytać? Wprost przeciwnie. Czytać. Mimo niedociągnięć warsztatowych opowiadania Dehnela obnażają bezlitośnie gorzkie prawdy o nas samych. Bohaterowie są w większości przypadków i mimo niedociągnięć pełnokrwistymi, charakterystycznymi postaciami, zdolnymi wzbudzać reakcje czytelnika, choćby to była irytacja. To zarazem panorama społeczna i opowieści o odwiecznych ludzkich namiętnościach i żądzach, o obłudzie, chciwości, naiwności wykorzystywanej przez innych. To świat gdzie dominuje bezwzględna rywalizacja, gdzie rządzi pieniądz, gdzie silniejszy ma rację- to nasz świat. Dehnela warto czytać, ale rozsądnie i spokojnie, bez ulegania modzie i sugerowania się legendą „Lali”, bo to już inny styl, inna literatura i inne wymagania. 

Balzakiana
Autor: Jacek Dehnel
Wydawnictwo: W.A.B. 2008

Cisza w Pradze, Jaroslav Rudis


"Cisza w Pradze" Jaroslava Rudiša jest "jak ostro całowany tasak"*. To prosta i ostra proza. Doskonała. 


Akcja powieści rozgrywa się w ciągu jednej doby, w jednym miejscu- w Pradze. Ale to nie pocztówkowa Praga, malownicza, idealna dla wycieczek. Praga widziana oczyma bohaterów powieści nie jest piękna. To nieustający hałas i smród. To może być jednak każde miasto, nawet takie bez tramwajów (tylko wtedy pewnie Petr kierowałby miejskim autobusem).
W tej brzydkiej i prawdziwej Pradze kilkakrotnie przecinają się losy pięciorga bohaterów, by w końcu, w finale się spleść. Bohaterowie pozornie nie mają z sobą nic wspólnego, Petr jest tramwajarzem, który nienawidzi tramwajów, Vanda jest wokalistką w punkowej kapeli, Hana i Wayne to para na pozór idealna, ona jest urzędniczką "od integracji Europy", on współwłaścicielem kancelarii adwokackiej, a Vladimir to były muzyk orkiestry. Wszyscy oni żyją w napięciu, bo doba ma tylko 24 godziny, które musza pomieścić pogoń za sukcesem i użycie, które jest miarą sukcesu, a życie to pęd, który rodzi hałas i niepokój. Historie wszystkich bohaterów są intrygujące, a każda ukrywa jakiś rodzaj rozczarowania, gorycz, samotność i pragnienie zmiany. Leki na tę pustkę to muzyka, narkotyki, zakupy i szybki seks, dozowane pojedynczo lub w różnych kombinacjach.
Harmonia i cisza, której poszukują bohaterowie jest w opisanej przez Rudiša Pradze dobrem, za które trzeba płacić (s.120). Ale problem dostrzega tylko szalony Vladimir, którego działania są jak walka z wiatrakami. Sam muzyk jest takim właśnie Don Kichotem i dokładnie jak bohater Cervantesa zwycięża. Niestety jest to chwilowe zwycięstwo. Później wraca hałas, gasną gwiazdy i nie trudno odgadnąć, że ludzie znów będą mijali się w pędzie i będą żyli tylko pozornie, a życie będzie właściwie tylko jakąś formą rezygnacji. 


* S. Grochowiak, Rozmowa o poezji [z tomu: Menuet z pogrzebaczem, 1958]

Autor: Jaroslav Rudiš
Tytuł: Cisza w Pradze
Tłumaczenie: Katarzyna Dudzic-Grabińska
Wydawnictwo: Książkowe klimaty
Data wydania: 2014

wtorek, 9 sierpnia 2016

Klaśnięcie jednej dłoni, Richard Flanagan


"Klaśnięcie jednej dłoni" Richarda Flanagana jest jak zima: surowa i piękna w swoim okrucieństwie, zbudowana precyzyjnie jak śniegowe płatki. 



Te skojarzenia nasuwają się niemal automatycznie, w całej powieści nastrój smutku i zagrożenia jest "zsynchronizowany" z przyrodą. Obrazy śniegu, wichru, dudnienia deszczu są precyzyjnie dopasowane do postaci, emocji i sytuacji, jak choćby wtedy gdy odgłos dudnienia ulewy towarzyszy uderzeniom w czasie bójki w barze (s. 212).
Wbrew okładkowemu opisowi "Klaśnięcie...." nie jest kryminałem, to najwyższego lotu powieść psychologiczna i obyczajowa. Powieść Flanagana to studium relacji ojca i córki, i studium destrukcji, jakiej przemoc dokonuje w ludzkiej psychice. Głowna bohaterka, Sonja, córka emigrantów z Europy, którym Australia ofiarowała tylko pogardę i poniewierkę, jest psychicznie okaleczona przez przemoc ojca, ojciec z kolei jest ofiarą wojny na Bałkanach. O powieści Australijczyka można powiedzieć, że operuje schematem:  doświadczony wojną człowiek wyżywa się na rodzinie i że to wszystko, nie raz już było. Zgoda, schemat, ale jak napisany... Finezyjnym, chwilami poetyckim językiem, chwilami mocnym, dosadnym, by oddać realia życia robotników. Całe życie Sonji jest zamknięte w przejmujących migawkach, pojedynczych scenach, które jak reflektor wydobywają kluczowe i najbardziej charakterystyczne momenty życia kobiety. Daty zastąpiły tytuły rozdziałów, bo powieść rozgrywa się w 1989-1990 r., ale retrospekcje sięgają roku 1954, a potem lat  1966-67. Ta kompozycja to misterna konstrukcja, fascynująca układanka, dzięki które czytelnik stopniowo odkrywa zawiłości losu Sonji i przyczyny jej braku zaufania do ludzi.
Sam tytuł "Klaśnięcie jednej dłoni"  to klasyczny japoński koan, paradoksalne zdanie, typowe dla filozofii zen, które ma wybić rozmówcę z myślowych. Dlatego bohaterowie Flanagana są niejednoznaczni, ani dobrzy, ani źli, ale wszyscy są naznaczeni nieszczęściem: wojną, nędzą, komunizmem, jak profesor z Krakowa. Także losy Sonji są paradoksalne, jej decyzje, albo ich brak, mogą się wydawać nielogiczne, ale doskonale współgrają z tytułem i zasadą tworzenia koanów.    
 

Autor: Richard Flanagan
Tytuł: Klaśnięcie jednej dłoni
Tłumaczenie: Robert Sudół
Wydawnictwo: Wydawnictwo Literackie
Data wydania: 18 lutego2016

piątek, 5 sierpnia 2016

Małe życie, Hanya Yanagihara


"Małe życie" to książka, którą czyta się emocjami, więc jak zwykle w takiej sytuacji trudno o zachowanie rozsądku. Stąd może tak wiele opinii o powieści Yanagihary obfituje w superlatywy, a ci, którzy nie poddali się całkowicie emocjom są oskarżani o znieczulicę. 


Hanya Yanagihara podjęła się ambitnego zadania przedstawienia całego życia czwórki bohaterów: malarza - JB, architekta - Malcolma, Willema, który jest aktorem oraz prawnika i matematyka Juda. Jednak w rzeczywistości to losy ostatniej dwójki, z naciskiem na postać Juda są przedstawione w powieści. Pozostałe postaci to ledwie tło, grupa satelitów, krążących wokół centralnej gwiazdy, bo taką pozycję ma w powieści Jude. Z punktu widzenia psychologii jest to jednak słabo umotywowane. Zupełnie niewiarygodna jest sympatia, jaką wszyscy darzą Juda mimo jego odpychającego zachowania. Sama pracowitość i niebywała inteligencja nie równoważy wycofywania się, wręcz ucieczek od ludzi, nie ujawniania żadnych informacji o sobie, a często i kłótliwości, podyktowanej strachem. Zatem litość? Jude jest osobą nie w pełni sprawną fizycznie, ale wedle narratorów nie w tym rzecz. Może, bo stanowczo nie jest to powieść o zwykłych ludziach. Nieszczęściami, które spotkały Juda można by obdzielić ze trzy osoby (sieroctwo, trauma w dzieciństwie, choroby), a mimo to jest wybitny i osiąga niebywały sukces jako prawnik. Pozostali także są wybitni, nie ma tu ani jednej postaci zwyczajnej. Jest wybitny architekt, świetny malarz, sławny aktor, lekarz - przyjaciel Juda to człowiek wrażliwy i doskonały specjalista itp. itd. Nawet sąsiedzi to przyjaciele i odnoszący sukcesy artyści - jak Richard. Razi nadmiar, i nadmiar  nieszczęść i doskonałości, ta przesadna idealizacja postaci. Jak w baśni i jak to w baśni zło zostanie ukarane, i to dotkliwie, a dobro nagrodzone.

Odrealniony jest też w powieści Yanagihary świat. On tylko pozornie istnieje, jest zespołem nazw krajów, ulic, kawiarni, w rzeczywistości to jedynie pobieżnie przedstawiona teatralna dekoracja. Na tym tle rozgrywa się, zupełnie nie osadzona w realiach społecznego życia, historia miłosna. Wprawdzie początkowo poruszane są kwestie rasy i pochodzenia bohaterów, ale głównie po to by podkreślić tajemniczość Juda, o którym nawet tego nie wiadomo. Z biegiem czasu i ten temat, i temat orientacji seksualnej bohaterów znikają w powieści, jakby były zupełnie bez znaczenia, a to przecież istotne i szczególnie w USA ma ogromny wpływ na życie. Uderzający jest też brak kobiet w świecie  wykreowanym przez Amerykankę. Zdumiewa fakt, że mimo iż książkę napisała kobieta brak w niej kobiet. One są jedynie teoretycznie, jako dodatek, imię żony, ale do tego zostały zdegradowane, nie zabierają w powieści głosu i nie odgrywają żadnej roli. Takie zachodnie, patriarchalne, by nie rzec seksistowskie podejście dominuje, co tym dziwniejsze, że w książce łatwo odnaleźć echa filozofii wschodu: akceptację samobójstwa, rozumianego nie jako ucieczka, a ulga i pomoc, bo na wschodzie nie wolno zawadzać nikomu, czy życia rozumianego jako "aksjomat pustego zbioru, zaczynającego się i kończącego zerem". Typowo zachodni jest sposób spędzania czasu przez bohaterów i wyznaczniki społecznego statusu. Praca i przyjęcia zapełniają czas, natomiast o pozycji w świecie decydują dochody i stan posiadania, zmieniające się adresy i liczba domów. I zaledwie dwukrotnie domy zostały wykorzystane celowo do pokazania nie wprost postępującej choroby Juda. Po raz pierwszy przy budowie szerokiego prysznica z oporęczowaniem, po raz drugi przy wymianie okien w londyńskim mieszkaniu. Czemu tak? Zapewne dlatego, że "Małe życie" nie pokazuje a streszcza (w założeniu miło opowiadać). Yangihara nie uznaje za prawdę twierdzenia, że jeden obraz wart jest tysiąca słów i konsekwentnie opowiada, streszcza życie kilkorga bohaterów, z mniejszymi lub większymi skrótami, chwilami nie szczędząc banałów, napuszonych, ckliwych i nienaturalnych dialogów, obcych nawet uczuciowym kobietom, a tu wygłaszanych szczodrze przez mężczyzn.

Podobna nieporadność, jakby autorka nie panowała nad narracją dotyczy struktury fabularnej. Nielinearna, achronologiczna budowa z licznymi retrospekcjami ma sens w powieści i nie byłaby sama w sobie rażąca, jednak w połączeniu ze zmianami narracji i narratorów męczy, a wszystko to razem sprawia wrażenie nadmiaru i chaotyczności. Obok listów Harolda, które stanowią część narracji, występuje też 3.osobowy narrator wszechwiedzący, który zna i przeszłość i przyszłość, czemu chętnie daje wyraz. Ten 3.osobowy narrator nie jest jednak obiektywny, jest współczujący, przez co niestety często przekracza granicę kiczu, popadając w tony melodramatyczne, szczególnie gdy pod pozorami 3.osobowej narracji ukrywają się bohaterowie, uczestniczący w wydarzeniach. Kolejny problem to powtarzalność tematów i wydarzeń. W założeniu pewne powtarzające sie daty np. 4 lipca miały sygnalizować upływ czasu, jednak "organizowanie" kolejnego Dnia Niepodległości wyraźnie przerosło autorkę. Korzysta więc przy tym  ze stałego schematu: podaje datę, miejsce, gości i pobieżnie streszcza ile i dlaczego Jude spał. Podobne schematy dotyczą i innych świąt, i nawet wydarzenia tak wyjątkowe jak kolejne wystawy JB stają się powtarzającą się listą tytułów obrazów i niczym więcej. Teoretycznie ta narracja opowiada, częściej jednak streszcza, odwołując się do powtarzanych schematów i tylko dekoracje ulegają nieznacznym modyfikacjom np. zamiast mieszkania Harolda jest dom Willema, ale wydarzenia są niemal identyczne: Jude gotuje, obrażają się, wyjeżdżają, przepraszają i tak wkoło. Nawet ostatnie zdanie: I opowiedział - nie wystarczy, by przekonać czytelnika, że przeczytał opowieść.

W założeniu książka miała pokazać destrukcyjny wpływ traumy i to nawet do pewnego stopnia autorce się udało. Traumy dzieciństwa, przemoc, powracający lęk i piekło pamięci to tematy wywołujące wielkie emocje, ale o wielkich emocjach lepiej mówić cicho, tak cicho jak Rudiš w "Ciszy w Pradze", czy Bakker w "Na górze cisza".

Autor: Hanya Yanagihara
Tytuł: Małe życie
Tłumaczenie:    Jolanta Kozak
Wydawnictwo: W.A.B.
Data wydania:    27 kwietnia 2016

"Życie przed sobą" Romain Gary

  Za "Życie przed sobą" Romain Gary otrzymał nagrodę Goncourtów. Po raz drugi otrzymał nagrodę, którą można otrzymać tylko raz ...