środa, 28 sierpnia 2019

Powrót z Północy, Maja Wolny


Co za dużo to niezdrowo. Liczba wątków nie jest może zatrważająco długa, jednak jedyne co je łączy to Syberia, pokazana jako piekło i miejsce ucieczki, i dalekie pokrewieństwo Forysów opisywanych w powieści.



Olga Forys wyrusza w podróż Koleją Transsyberyjską. To czasy współczesne, więc może wybrać podróż pierwszą klasą. Już to ma pokazywać jej wyobcowanie i pragnienie ucieczki od ludzi. I tyle na temat samotności bohaterki, która niezwykle szybko nawiązuje w pociągu znajomości i w dalszej podróży będą jej towarzyszyć Adam i Dirk. Motywy każdego z trójki będziemy poznawać stopniowo w seriach retrospekcji, ale oni sami do końca nie będą świadomi tego, w jakim świecie się znaleźli. 

Przed I wojną światową na Syberię wyjeżdża Michał Forys z żona i synkiem. Jego śladem, zgodnie z umową, wyrusza też kochanka. Michał ucieka przed zbliżającą się wojną i z nadzieją na rozwój kariery. Z Chabarowska musi jednak wrócić do Warszawy, ale Syberia nieodwracalnie zmienia jego życie. To już nie jest powrót do starego świata.

Pomiędzy te dwie historie wplecione są dwie kolejne. O Niceforze Czernichowskim, który na pograniczu rosyjsko-chińskim stworzył w XIX w. własne państewko i młodym Stalinie, którego los zetknie pośrednio z Michałem Forysem. 

Wszystkie cztery historie rozgrywają się głównie na Syberii, postaci są jednak słabo z sobą powiązane. To jakieś odległe pokrewieństwa i rodzinne legendy o syberyjskich księżniczkach. Każda z nich jest jednak opowieścią o stracie i braku, a Syberia, która kojarzy nam się w pierwszej chwili z miejscem wielkiej niesprawiedliwości, katorgi i zsyłek, u Wolny staje się miejscem wymierzania kary sprawiedliwej. Karze zresztą podlegają tu wszyscy, nawet jeśli o tym nie wiedzą. 

Czyta się nieźle i niewiele więcej dobrego można o tej powieści powiedzieć. Za duży nacisk na sensację, za małe skupienie na psychologii postaci, która budowana jest tylko niedomówieniem. Jakby pomysłu na ludzi zabrakło. Zbyt słabo powiązane poszczególne wątki powieści.


Autor: Maja Wolny
Tytuł: Powrót z Północy
Wydawnictwo: Czarna Owca
Data wydania: październik 2018

czwartek, 22 sierpnia 2019

Nadzieja w mroku, Rebecca Solnit


"Nadzieja w mroku" to nie jest lektura porywająca. Chwilami jest wręcz nudna, kiedy w kolejnym eseju Solnit wraca do używanych wcześniej przykładów, ale to ciągle lektura bardzo ważna. 



Aktywna postawa może być zresztą tak samo powtarzalna jak niektóre przykłady u Solnit. Czy to nie nudne kolejny raz iść na protest w tym samym miejscu? Banalne oszczędzanie wody też jest mało spektakularne, ale kropla drąży skałę, albo jeśli ktoś woli: ziarnko do ziarnka...

Solnit najciekawiej analizuje właśnie postawę małych kroków, która przynosi efekty odroczone w czasie i tak mało spektakularne, że większość ludzi ich nie zauważa, jednak z perspektywy czasu te pozornie drobne czyny i drobne osiągnięcia składają się na wielką całość. Ta zmiana perspektywy ma optymistyczny wydźwięk, bo pokazuje jak wielką moc ma pojedynczy człowiek i jego głos. Głos czasem rozumiany dosłownie, bo w dobie internetu może on brzmieć donośnie, tak jak w przypadku zapatystów. Solnit kładzie nacisk na sprawczość. Obala mit superbohatera, ratującego świat i otoczonego zawsze przez bezradną i bezbronną resztę. Przeprowadzoną przez cywili akcję ewakuacji Dolnego Manhatanu po atakach 11 września porównała wręcz do ewakuacji wojsk alianckich spod Dunkierki. Równie efektywne były działania zwykłych ludzi po huraganie Katrina w 2005. Supermenem może być każdy i to Solnit pokazuje świetnie. Pojedyncze opowieści o zapatystach, którzy wywalczyli autonomię, obrońcach klimatu, antyglobalistach, przeciwnikach zbrojeń układają się w opowieść o nadziei, przeciwstawianej bierności. 

Źródeł bierności doszukuje się autorka nie tylko w mitach o superbohaterach, ale także w narracji o Raju. Ludzie spragnieni są wielkich sukcesów i świata idealnego, ten jednak jak każda utopia jest niemożliwy do osiągnięcia. Wizja ideału osłabia chęć do działania, a krytyka nieidealnego świata, niedoskonałego nawet po pozytywnych zmianach podcina skrzydła, osłabia chęć walki. Zamiast tych niedościgłych ideałów Solnit proponuje strategię drobnych kroków, aktywizm dnia codziennego, bez oczekiwania poklasku i świadomość, którą miał Gandhi: " Najpierw cię lekceważą. Potem z ciebie szydzą. Następnie z tobą walczą. W końcu wygrywasz". Który etap jest teraz? To zależy od sprawy, ale zwycięstwo jest pewne, wbrew tezom zagrożonych rządzących (dosłownie lub ekonomicznie rządzących). Już obecna lista sukcesów i osiągnięć jest długa i ma to kolosalne znaczenie dla świadomości aktywistów. 
"Nadzieja w mroku" rzeczywiście przynosi nadzieję i podnosi na duchu. Świetna do czytania krótkimi fragmentami i wielokrotnych powrotów.

Autor: Rebecca Solnit
Tytuł: Nadzieja w mroku
Tłumaczenie: Anna Dzierzgowska i Sławomir Królak
Wydawnictwo: Karakter
Data wydania: czerwiec 2019

czwartek, 15 sierpnia 2019

Głosuj na pana Robinsona i lepszy świat, Donald Antrim


Powieść Antrima rozpoczyna się od obalenia starego porządku, po którym ma nastąpić nowy ład. Tym aktem założycielskim jest jednak mord, którego z niewyjaśnionych przyczyn dokonano na burmistrzu miasta. Budowanie nowego świata to jednak chaos, któremu odpowiada chaos samego tekstu Antrima. Pierwszoosobowy narrator (tytułowy pan Robinson) niczego nie wyjaśnia, raczej zaciemnia obraz własnym subiektywizmem. 




Lincz i ćwiartowanie ciała burmistrza rozpoczyna serie absurdów zarówno na poziomie rzeczywistości jak i narracji. Rzeczywistość przeradza się we własne zaprzeczenie, a ćwiartowaniu ciała odpowiada szatkowanie tekstu na poziomie języka, narracji i konwencji literackich. Jednak wprowadzenie poetyki surrealizmu, groteski i farsy do niczego w rzeczywistości nie prowadzi. Jedynie potęguje wrażenie chaosu i braku panowania nad literacką materią, ale poza tym nie działa. Pozostaje z tego bigosu, dodajmy, że bigos to wszystko, co szatkowane, ledwie etykietka "eksperymentu", który niestety nie jest udany. Nudzi i właściwie niczego nie wnosi, choć ma wielkie pretensje do objawień o upadku świata. 


I tylko na poziomie obrazu upadku świata można w ogóle mówić o jakimkolwiek, choć płytkim znaczeniu powieści Antrima. Społeczne obserwacje są wprawdzie przerysowane go groteski, ale jednak układają się w karykaturalny portret Ameryki. Nic tu nie jest w porządku, ale ludzie udają, że wszystko jest O.K. Jakie to amerykańskie. Nie mniej niż powszechna militaryzacja (tu ukazana jako tworzenie z domu twierdzy) i nie mniej powszechny upadek nauki (książek używa się jako detonatorów). Wiedzę zastępują dziwaczne, magiczne obrzędy i poszukiwanie nowych wcieleń. Nawiasem, jedynie pan Robinson nie chce im ulec, jako jedyny nie próbuje się "odrodzić", a kiedy już do tego dochodzi jest wyobcowany. Nie ma nic wspólnego z wodą (w przeciwieństwie do reszty społeczności) i jako pluszowy bizon natychmiast zaczyna się topić. Robinson to zresztą odpychająca postać, łączy tandetną czułostkowość z sadystycznym okrucieństwem i patos z wulgarnością, i oczywiście marzy o karierze polityka. To kolejna kpina.


To wszystko jednak za mało, by, jak to jednak zrobiono, ogłosić książkę powieścią kultową. Jest jedynie pretensjonalna i z pretensjami do mądrości. Odrzuca chaos, mieszanina stylistyczna i ogólna tandeta. Antrim? Nie, dziękuję.


Autor: Donald Antrim
Tytuł: Głosuj na pana Robinsona i lepszy świat
Tłumaczenie: Mikołaj Denderski
Wydawnictwo: Karakter
Data wydania: 2019

niedziela, 11 sierpnia 2019

Początki, Carl Frode Tiller


Właściwie już pierwsza odsłona, pierwszy rozdział książki ogłusza czytelnika, jest jak precyzyjnie zadany cios. Tej precyzji zadawania ciosów nie zabraknie do samego końca. 



Historia rozpoczyna się w szpitalnej sali, gdy główny bohater umiera, tak naprawdę historia zaczyna się więc od końca, a w serii retrospekcji poznajemy życie mężczyzny. Chwyt cofania się w czasie nie jest oczywiście w literaturze niczym nowym i choć tu ma mocne podstawy - Terje cofa się w czasie bo umiera- nie w nim tkwi siła powieści, a w precyzji prezentowanych obrazów z różnych okresów życia bohatera.

Już pierwsza scena, gdy przy szpitalnym łóżku umierającego kłócą się matka i siostra, zapowiada, że nic tu nie będzie normalne, lekkie i przyjemne. Relacja kobiet jest skomplikowana,  a ich charaktery od pierwszych słów doskonale zarysowane. Kolejne sceny tylko uzupełniają obraz. Cofamy się w czasie o dzień, miesiąc, rok, czasem kilka lat, ale każdy z tych momentów jest pełen okrucieństwa, każde słowo rani. Im bardziej cofamy się w czasie, tym pełniejszy jest obraz psychicznej destrukcji Terjego i jego rodziny. Psychologiczne portrety postaci są drobiazgowo dopracowane, kolejne sceny, z mistrzowskimi dialogami jaskrawo ukazują spustoszenie osobowości Terjego i jej źródła.

"Początki" są bolesnym obrazem dysfunkcyjnej rodziny, odrzucenia i konsekwencji, jakie to z sobą niesie. Terjego nie da się lubić. Jego oschłość i gryząca ironia maskują rzeczywiste emocje, które wprawdzie potrafi ukrywać, ale nie umie sobie z nimi radzić. Jedynym wytchnieniem jest dla niego natura, jednak nawet przyroda, którą ratuje nie ma wystarczających mocy uzdrowicielskich, by go uratować. Daje jedynie chwilowe ukojenie, także czytelnikowi, którego powieść stopniowo truje i doprowadza do przygnębienia, niszcząc spokój. Praca daje Terjemu wytchnienie, jednak kiedy i ta część życia przyniesie bohaterowi rozgoryczenie pozostanie mu już tylko dojmujący ból, prowadzący do autodestrukcji. Walka z demonami przeszłości  jest przegrana.

Proza Tillera jest bardzo precyzyjna. Surowa i bezlitosna dla odbiorcy. Nęka i rujnuje psychikę. Wymaga wysiłku, przełamania się, dokonania wręcz gwałtu na własnej psychice tak jest emocjonalnie trudna. "Początki" to wielka powieść obyczajowa i zarazem genialny dramat psychologiczny.


Autor: Carl Frode Tiller
Tytuł: Początki
Tłumaczenie: Katarzyna Tunkiel
Wydawnictwo: Wydawnictwo Poznańskie
Data wydania: 2019

poniedziałek, 5 sierpnia 2019

Kocie oko, Margaret Atwood


Atwood pisze jak zawsze o kobietach, ich problemach i dylematach. W "Kocim oku" znajdziemy typową dla twórczości Kanadyjki bohaterkę - malarkę Elain, borykającą się z teraźniejszością i przeszłością. 





Powrót do Toronto wyzwala wspomnienia, zwłaszcza te związane z dzieciństwem, kiedy po okresie tułaczki rodzina Elain w końcu na dobre osiada w tym mieście. Dziecięce marzenia o koleżankach w realnym świecie szybko stają się katastrofą. Dziewczynka staje się ofiarą przemocy koleżanek. Wplątana w intrygi, gry, współzawodnictwo i psychiczną przemoc cierpi, ale strach przed całkowitym odrzuceniem i samotnością jest silniejszy niż zdrowe odruchy. Konsekwencją tej relacji jest swoiste uzależnienie od oprawczyni, od którego nie uwolni się nawet jako dorosła kobieta. Choć wydawałoby się, że jednak wyrwała się z zaklętego kręgu przemocy i zależności, po latach na ulicach Toronto wypatrywać będzie tylko jednej osoby.

Partie książki poświęcone dzieciństwu bohaterki są najlepsze. Wydarzenia i dialogi rzeczywiście przykuwają uwagę i angażują emocjonalnie. Później niestety napięcie słabnie. Późniejsze wspomnienia nie mają już takiej mocy, są przewidywalne i niemal nie wiążą się z wcześniejszymi przeżyciami z dzieciństwa. To już ślizganie się po powierzchni zdarzeń, pozbawione emocjonalnego napięcia, które elektryzowało wcześniej. Najwyraźniej dzieciństwo wiąże się z dorosłością w pracach malarskich Elain, o nich jest jednak zbyt mało, żeby naprawdę można było zobaczyć pełny wpływ dziecięcych dramatów na jej życie i osobowość i dorosłą kobietę. Nie tylko dorosłą, także starzejącą się. Niestety także ten temat został potraktowany zbyt lekko, sprowadzony ledwie do wzmianek o kremach i problemach z doborem odpowiedniego stroju.

Mimo wszystko warto po "Kocie oko" sięgnąć, to niezła książka, zwłaszcza jej pierwsza część.

Autor: Margaret Atwood
Tytuł: Kocie oko
Tłumaczenie: Magdalena Konikowska-Putresza
Wydawnictwo: Wielka Litera
Data wydania: 2018

"Życie przed sobą" Romain Gary

  Za "Życie przed sobą" Romain Gary otrzymał nagrodę Goncourtów. Po raz drugi otrzymał nagrodę, którą można otrzymać tylko raz ...