sobota, 18 lutego 2017

Niebotyki, Marian Pilot


"Niebotyki" Mariana Pilota to nie powieść, a zbiór opowiadań, opowiadanek i mikropowieści. Zaliczany do tzw. Nurtu chłopskiego autor daje tu popis językowych możliwości: gwary, polszczyzny, swoich w końcu. 

Sam tytuł chociażby: "Niebotyki", czyli dotykające nieba? Rzeczywiście wszystkie opowiadania łączy duch szeroko pojętej metafizyki. Jest otwierające opowiadanie  o zmartwychwstaniach, jest i kończąca zbiór śmierć w powieści "Zawodna zabawka".
Otwierający książkę "Ogród ścierni" to perełki - miniaturki, obserwacje, w których język jest przystępny, łatwy w odbiorze i służy rejestracji zjawisk, snów, myśli. Dalej jest już nieco trudniej. "Boskie dziecko" to już historia zapisana językiem stylizowanym na gwarę, zrozumiałym, ale gęstym od znaczeń i wymagającym skupienia. Niepoślednią rolę odgrywa tu narrator - dziecko, to jego język i jego sposób oglądania świata tworzą opowieść. Zwykłe, choć niekoniecznie szczęśliwe, zdarzenia to historie domowe, ale wszystkie łączy fascynacja obrazami, malowaniem świata. Ten świat jest namalowany na zagarniętych zagranicznych banknotach, to portret zmarłego dziecka, w końcu tatuaże na ciele ukrywającego się w stodole przybłędy. I wszystkie te obrazy fascynują i niszczą, są grzechem. Kreacjonizm jest zastrzeżony dla Boga, a sama fascynacja malowaniem, malunkami, tworzeniem, czy choćby odtwarzaniem prowadzi człowieka do zguby. Jest złem, jest czymś nienaturalnym  tacy też, nienaturalni, zdeformowani są twórcy malunków. Sam narrator też ulega fascynacji obrazem, szuka obrazu raju i wszystko w jego postrzeganiu jest ponadnaturalne (nawet zwykłe jajko), więc i on kończy źle.
Środkowa część "Albo życie" jest najtrudniejsza językowo. Rozpoczyna się wiejsko, by przejść do Auschwitz i operować cytatem: "tu u nas w Auschwicu". I podobnie jak u Borowskiego są tu same wspaniałości. Mordercy są poetami masakrowania, na katowanych ciałach tworzą istne freski, odbicia wzorów z obrusów noszonych przez cztery żydowskie panny skazane na śmierć. Sam centralny motyw przenoszonych w obozie stołów i obrusów przywodzi na myśl obrazy Marca Chagalla, to jednak nie sen, a jeśli to i sen można rozstrzelać. Strzela się w sam środek niesionego i uniesionego wiatrem obrusa.
"Albo życie" to językowy majstersztyk, nagromadzenie nazw i opisów jest niezwykłe, a powracające sceny są komponowane jak muzyczne rondo wokół dominującego i powracającego motywu.
Oddech ulgi przynoszą "Gody".  To zanotowana gwarą historia wdowy Celiny Pląder vel Pluder. Pląder, gdy trzeba podkreślić jej wdowieństwo i fakt, że mąż nieboszczyk nawiedza i plądruje swoje dawne gospodarstwo. Pluder - od noszonych spodni, czyli pludrów, kiedy trzeba nowych kawalerów-obiboków pogonić. W tym gonieniu i mąż-duch pomaga. Zabawa? Zapis wiejskich wierzeń? Może, ale i poważne rozważania o tym, co po śmierci i o złu: "w dawnym czasie zło trzymało się dobra... nie było jednego bez drugiego... w późniejszym czasie zło od dobra odstrzeliło się" i stało się samoistne i samodzielne.
Tom zamyka "Zawodna zabawka albo Vin d'adieu". Ta zawodna zabawka to samo życie, bo się kończy, przemija. Główna bohaterka umiera na raka. Jedynym dowodem, że jeszcze żyje jest napędzany ruchem ręki zegarek. Póki się Ajka rusza zegarek chodzi, kiedy zegarek stanie jej już nie będzie. Czas został tu sprowadzony do ruchu, do działania mechanicznego urządzenia. Życie zresztą też.
Wszystkie dialogi w tej partii tekstu to językowa zabawa pary bohaterów, gra. Kolejny językowy popis Pilota, odsłaniający i głębię, i pozorność znaczeń, słów, wymiany zdań. Paradoksalnie milczenie staje się mową najbardziej nośną, a gry słów nie kończą się zrozumieniem.
W "Niebotykach" wszystko nabiera jakiegoś podwójnego, potrójnego, mistycznego znaczenia. Każda najbłahsza rzecz i czynność. Świat ulega i destrukcji, i sakralizacji. Miesza się jawa i sen, oczywistość i domysł. A puentuje całość niemożność zrozumienia, brak rozwiązania: "Nie domyśliłem się, poszedłem.
- Do.
Do."


Autor: Marian Pilot
Tytuł: Niebotyki
Wydawnictwo: Wydawnictwo Literackie
Data wydania: 16 lutego 2017

niedziela, 12 lutego 2017

Król, Szczepan Twardoch



"Król" Twardocha to, mimo prób reklamowania książki jako niemal arcydzieła, po prostu sprawnie napisana powieść gangsterska. 



Brak w niej próby zmierzenia się z własną historią i własną tożsamością, chociaż biografia bohatera daje tu spore możliwości. Chwyty literackie zapożyczył Twardoch ze swoich wcześniejszych, ambitniejszych powieści stąd to mylne wrażenie literatury wysokiej.  Zapożyczony gadający Litani, dryfujący nad miastem jest stylistycznie wtórny. Refren o zabitym ojcu narratora (także wtórny):"jak ciało koguta na kaparot" kompletnie niczego nie wnosi, to już tylko maniera pisarska. Sam wielokrotnie w tym refrenie przywoływany stary Bernsztajn to nawet nie postać marginalna, on nie istnieje w powieści, więc refreniczne zawodzenie niczemu tu nie służy. Może jedynie zachwianiu pozycji i tak już niewiarygodnego narratora, który stale podkreśla, że nie pamięta czy to, o czym mówi wydarzyło się, czy był świadkiem wydarzeń, czy jedynie opowiedział mu o nich główny bohater - Jakub Szapiro.  Narrator to niby obserwator, ale w wydarzeniach nie bierze udziału i nawet ostatnia dotycząca narratora wolta, ujawniająca kim jest naprawdę, w rzeczywistości niczemu nie służy. To tylko kolejna literacka, narracyjna gra, która miała sytuować "Króla" półkę wyżej na literackim regale i to ta gra miała nobilitować tę gangsterską historyjkę do literatury wysokiej. Sęk w tym, że narrator jest od samego początku niewiarygodny, więc chwyt nie działa. Mojżesz Bernsztajn jest niewiarygodny także jako postać, nie sposób uwierzyć by ktokolwiek dobrowolnie przyłączył się do oprawcy, który zamordował jego ojca.
Pozostałe postacie są wprawdzie wyraziste, ale i konwencjonalne. Burdelmama Ryfka Kij to klasyk gatunku: święta dziwka, zawsze wierna i czekająca jak Penelopa, żona - nieżona Emilia jest jak anioł: dobra i blondynka. Nawet skrajnie zepsuta Anna nie odbiega schematu, wszak pochodzi z zepsutej bogactwem klasy wyższej. Wszystkie postaci są przerysowane aż do karykaturalnej postaci. Kum Kaplica to dawny bohater PPS, który teraz żyje z uciskania biedoty, a żyje tak dobrze, że co chwila trzeba podkreślać jego nadwagę, Pantaleon Karpiński to dewot - sadysta, a faszyzujący Ziembiński za grzech nacjonalizmu został przez pisarza ukarany seksualną niemocą, skutkującą uciekaniem się do perwersji i wyuzdaną córką - a to w świecie "macho" dwa największe nieszczęścia, jakie mogą spotkać mężczyznę. Nieco lepiej wypada postać głównego bohatera. Jakub Szapiro to bokser i bandyta, prawa ręka Kuma Kaplicy ma jednak świadomość, że jest bandytą i mordercą. Mimo to narrator idealizuje głównego bohatera. Szapiro to piękniś jakich mało, na jego widok kobiety mdleją i obdarowują go zaproszeniami, a Szapiro chętnie z zaproszeń korzysta obsługując połowę Warszawy. Przy tym jest zakochany w żonie, a dla synów jest chodzącą dobrocią. Szapiro to najciekawsza postać, kreowany na samca Alfa jest w rzeczywistości człowiekiem słabym , ulegającym wpływom i dającym sobą kierować i ludziom, i przypadkowi. Silny jest tylko z pistoletem w kieszeni, wymuszający haracze od biedoty i mordujący najsłabszych. Ta kolekcja sprzeczności czyni go naprawdę ciekawym.
Ta pogarda dla słabszych widoczna jest nie tylko w działaniach głównego bohatera, jest w "Królu" wszechobecna. Nie tylko wobec biedoty zresztą, także wobec kobiet. Maltretowanie kobiet jest u Twardocha już nie tylko akceptowalne, normalne, jest wręcz pochwalane. Nie ma tu ani jednego bohatera, który nie bije. Znieczulica w stosunku do losu kobiet, słabszych i mniejszości jest tu przerażająca i wszechobecna. Nawet śmierć Józefa Sztajgieca pokazana jest tak, jakby to sam bezbronny krawiec był winny własnej śmierci, a nie zawdzięczał jej masakrze jaką bojówki zgotowały Żydom.
Przedstawione w powieści konflikty rasowe siłą rzeczy muszą być uproszczone, "Król" to nie powieść historyczna, jednak świetnie pokazany jest w książce narastający antysemityzm: nacjonaliści Piaseckiego (w "królu" Bolo i jego grupa), bojówki ONR, działania prasy itd.  Analogia do współczesności nasuwa się sama. W tym wymiarze powieść Twardocha staje się przestrogą, świetnie pokazuje do czego prowadzi politykierstwo (zamiast dalekowzrocznej polityki), zgoda na przemoc i pochwała rasizmu. Obraz Polski z 1937 r. jest bardzo trafny, jednak już sama kreacja przestępczego półświatka jest jednak mało przekonująca. Bardziej chyba przypomina współczesność niż lata 30. Wulgaryzacja języka jest typowa raczej dla naszych czasów i końca XX wieku. Samochody w 1937? Nieliczne, a już tak wyszukane jak samochód Szapiro i jeszcze bardziej krzykliwy wóz Kaplicy zwracałyby na siebie niepotrzebnie uwagę. Mało prawdopodobne.
Tak więc "Król" to tylko powieść sensacyjna w stylu retro. Czyta się świetnie, nawet jeżeli początkowo męczy wulgarny język, to trzeba przyznać, że "Król" to powieść sprawnie, dobrze napisana i niezła w swojej klasie. To naprawdę dobra powieść gangsterska, ale wielkiej literatury nie ma się co spodziewać. Spodoba się na pewno chłopcom w różnym wieku, którzy tęsknią za światem męskiej przygody i oderwaniem się od biurka.


Autor: Szczepan Twardoch
Tytuł: Król
Wydawnictwo: Wydawnictwo Literackie
Data wydania: 2016



środa, 8 lutego 2017

Żar, Sandor Marai

 

"Żar" to objętościowo niewielka książeczka, jednak emocje, które ją budują są wielkie. Sándor Márai zdołał pokazać jak na przestrzeni lat zmienia się przyjaźń, a potem i podejście do życia głównego bohatera. "Żar" to powieść psychologiczna i filozoficzna rozpisana na całe życie głównego bohatera - Henryka.

 



Trwająca niemal całe życie, bo zapoczątkowana w dzieciństwie, przyjaźń Konrada i Henryka okazuje się być... Otóż wcale się tego nie dowiemy, ani czym była, ani czym nie była. Poznajemy konsekwentnie tylko jeden punkt widzenia, generała, jego wersję wydarzeń, jego domysły i pozostaje pytanie czy są one prawdziwe. "Żar" to głównie monolog generała. Teoretycznie rozmowa, ale w rzeczywistości nie daje on czasu na odpowiedzi swojemu rozmówcy. Generał pozornie chce poznać prawdę, ale zdanie już dawno sobie wyrobił i teraz właściwie tylko przestawia swoją wersję wydarzeń. Z biegiem lat, a tych minęło sporo, bo aż 41, zmieniają się jednak pytania, które generał chce postawić dawnemu przyjacielowi. Wraz z wiekiem zmienia się postrzeganie świata i system wartości bohatera i tę ewolucję czytelnik ma okazję prześledzić. W końcu nie padają pytania o przeszłość, o minione wydarzenia, choć paść miały i generał dręczył się nimi pół życia. Marzył o poznaniu prawdy, rozwikłaniu zagadki. Miały paść pytania o przyjaźń, miłość, zdradę, ale nie zostały wyartykułowane. Zostały zawieszone, Márai skierował je tylko do czytelnika, więc odpowiedź nie pada.  I to jest w dobrej literaturze najlepsze, nie podsuwa trywialnych, banalnych odpowiedzi. "Żar" to bardzo dobra literatura, więc mnoży pytania. Te najistotniejsze: o sens życia. Czy o sensie życia decyduje namiętność - żar? Co jest prawdą? Istotniejszy jest fakt, czy jego interpretacja?
Namiętności - ogrom namiętności wpisany w tę powolną w gruncie rzeczy narrację sprawia, że mimo braku wartkiej akcji powieść ani przez chwilę nie nuży.


Autor: Sandor Marai
Tytuł: Żar
Tłumaczenie: Feliks Netz
Wydawnictwo: Czytelnik
Data wydania: 2015

"Życie przed sobą" Romain Gary

  Za "Życie przed sobą" Romain Gary otrzymał nagrodę Goncourtów. Po raz drugi otrzymał nagrodę, którą można otrzymać tylko raz ...