wtorek, 13 marca 2018

Miłość, Ignacy Karpowicz


"Miłość" Karpowicza to nie powieść, a składanka odrębnych opowieści, które miał łączyć wspólny temat: homofobia. Nie łączy ich jednak, ani w spójną powieść, ani nawet w spójną "wypowiedź na temat". Tematy i motywy bowiem Karpowiczowi uciekają. Ambitny zamiar nawiązania do Platońskiej triady: Piękno, Prawda i Dobro także przerósł autora. Zostały jedynie tytuły poszczególnych części.



Pierwsza opowieść - "Piękno" nawiązuje do historii Iwaszkiewiczów, Stawisko stało się Stokrocią, a najważniejszą postacią jest tu żona Iwaszkiewicza - Anna. To ona wzbudza sympatię i współczucie czytelnika. Ona i Irena, która jest gościem, to ofiary zakłamania mężczyzn. Dwie małżeńskie pary są uwikłane w dziwny układ zdrad i powiązań. Łączy ich nieżyjący kochanek dwojga z nich, Jarosława i Ireny, który umierał w Stawisku/Stokroci pod opieką Anny. Doskonałym posunięciem jest tu brak rozwiązania problemów, bo i w życiu takie problemy są nierozwiązywalne, można je jedynie odpychać.
Akcja tej części rozgrywa się po 1959r., ale język jest stylizowany na wcześniejszy i "przestylizowany". Bliższy jest językowi XIX w., niż połowy XX. Ten językowy anachronizm jest niczym nieuzasadniony. Równie zły jest język drugiej części. "Prawda" została osadzona w Polsce przyszłości i miała być dystopią. Ta przyszła nacjonalistyczna, autorytarna i odizolowana Polska jednak u Karpowicza nudzi, nie straszy. Grozę miał tu chyba budować język, ale ten nowy język to głównie listy słów, określających stare rzeczy, te wszystkie, które już znamy. W zalewie nowomowy nikną wydarzenia i osoby. Historia jest płytka, zbudowana głównie z rekwizytów, "językowych nowości" i frazesów. Totalitaryzmowi przyszłości brak wyraźnej ideologii, a postaciom emocji. I kiedy część pierwsza, po korektach stylistycznych, mogłaby być niezłym samodzielnym opowiadaniem, tak druga już takich nadziei nie budzi. Mielizny, mielizny, mielizny. Nic nie chce płynąć, żadna opowieść. Broni się natomiast część trzecia - "Dobro". To piękna baśń, która ani na chwilę nie wypada z literackiej konwencji, dzięki czemu zyskuje wymiar uniwersalny.
Te trzy części, z których każda jest utrzymana w innej konwencji i innym stylu, przeplata rozbita na części opowieść czwarta - bez tytułu, ale można zgadywać, że to właśnie "Miłość". 1. osobowa narracja to wyznanie geja, nie wnoszące do tematu niczego nowego, poza odkryciem, że niezły pisarz może snuć wywody jak byle gimnazjalistka. Ekshibicjonizm w połączeniu z miałkością opowieści o westchnieniach i spojrzeniach. Banały i oczywistości przeplatają się z partiami bardzo dobrymi. Obok truizmów a'la Coelho o miłości niezbędnej do życia świetne partie, rzeczywiście przeżyte i przemyślane przez narratora. Historia bardzo nierówna, jak zresztą cała książka.
Wnioski po lekturze paradoksalne: ofiarami homofobii są głównie kobiety, a ukrywanie prawdy rujnuje życie (głównie kobiet) - czyli kolejny truizm. Zabawny, bo sam Karpowicz prawdę ukrywa - ani Piękno, ani Prawda, ani Dobro nie są opowieściami o...
Ech, lepiej sięgnąć po samego, przywoływanego w powieści,  Iwaszkiewicza i jego "Kochanków z Marony", "Tatarak, wiersze z tomu "Droga", czy najnowsze - listy do Jerzego Błeszyńskiego wydane pod wspólnym tytułem "Wszystko jak chcesz".

Autor: Ignacy Karpowicz
Tytuł: Miłość
Wydawnictwo: Wydawnictwo Literackie
Data wydania: 2017

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

"Życie przed sobą" Romain Gary

  Za "Życie przed sobą" Romain Gary otrzymał nagrodę Goncourtów. Po raz drugi otrzymał nagrodę, którą można otrzymać tylko raz ...