Niespełniona obietnica
Jeżeli już czytać to raczej jako osobliwość i jako
świadectwo rozwoju pisarza. Marina potraktowana
jako świadectwo rozwoju, początek twórczości może być pozycją ciekawą dla
literaturoznawców, lingwistów i być może psychologów, dla pozostałych
czytelników natomiast, zwłaszcza dorosłych i obytych z literaturą, książka ta
będzie jedynie gorszą wersją horroru klasy B i kompilacją wielu znanych już
wcześniej pomysłów i motywów.
Początek i równocześnie najbujniejszy rozwój
literatury gotyckiej przypada na dobę romantyzmu, w Marinie jednak zestawił Zafon to wszystko, co już 200 lat wcześniej
znalazło się w powieściach Mary Shelley, Ann Radcliffe czy Walpole’a. Mamy więc
cmentarze, opuszczone domostwa, a nawet całe dzielnice opuszczonych,
zrujnowanych domów, mamy szalonych lekarzy i ich nieprawdopodobne badania –
eksperymenty medyczne, mamy galerię tajemniczych postaci, przy czym każda kolejna
jest wprowadzana przez pisarza w identyczny sposób i w końcu jeżdżące po niemal
współczesnej nam, bo z lat 80. XX wieku, Barcelonie karety, a nawet żywe trupy.
Ten nadmiar wyraźnie pokazuje, że wszystko tu jest zapożyczeniem, a Zafon z
niczego nie umie zrezygnować. Książka męczy, nudzi, a doczytać ją do końca
można właściwie tylko dlatego, że ten nadmiar w końcu zaczyna śmieszyć, zwykle
zresztą tam gdzie z założenia miało być groźnie i strasznie, a czytelnik brnie
do końca, zastanawiając się jaką jeszcze komedię w miejsce horroru zdoła
odnaleźć.
Eros i Thanatos – odwieczny motyw i temat tak
głęboki, że nigdy nie opisany w pełni i zawsze inspirujący u Zafona stał się
jedynie farsą, pretekstem do piętrzenia absurdów, łamania podstawowych zasad
logiki i prawdopodobieństwa. Wielkie namiętności, ponadprzeciętni bohaterowie,
wielcy artyści i uczeni, przedstawiciele elit finansowego i kulturalnego
świata, bogactwo i przepych – takie spiętrzenie wszelkiego „naj” razi i daje
efekt przesady.
Na domiar złego język powieści sili się na patos i
tzw. „piękne myśli”, czyli nachalne pseudomądrości dla nastolatek, w formie
ponadczasowych sentencji, idealnych do umieszczania na blogach np. „wspominamy
tylko to, co nigdy się nie wydarzyło”.
Marina
to
wielkie rozczarowanie i niespełniona obietnica, bo początek jest obiecujący,
nawet bardzo. Jest tu i znany już wielbicielom pisarza klimat tajemnicy, i
klimat starej Barcelony, i nostalgia. To wyjaśnia jakim cudem później powstały
znacznie lepsze powieści tego autora (bo Marina
jest wcześniejsza od Cienia wiatru i
Gry anioła), bazujące na takim
właśnie klimacie, ale nie jest to powieść, od której można z pisarstwem Zafona
zaczynać znajomość. Nadmiar Marinę zgubił,
przy tej książce nie sposób zapomnieć, że czasem mniej znaczy więcej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz