czwartek, 10 marca 2016

Nie ma się czego bać, Julian Barnes


Angielski, oryginalny tytuł powieści jest przewrotny i dwuznaczny jak sama książka, "Nothing to be frightened of" można przetłumaczyć tak, jak to zrobiono w wydaniu z 2010 r. "Nie ma się czego bać" lub "Nicość, która przeraża". Przewrotność przejawia się specyficznym poczuciem humoru, paradoksalnymi sentencjami typu: " śmierć jest słodka, uwalnia nas od strachu przed śmiercią". To nie jedyny paradoks, istotniejszy jest ten, że o śmierci, która jest głównym tematem książki, mogą mówić jedynie żywi, ci, którzy śmierci nie znają, więc to życie raz po raz bierze górę w powieści.


Życie niekoniecznie poważne. Pełno tu anegdot i opowieści np. o starym pufie wypchanym podartymi listami rodziców, dziecięcych zabawach samego autora i historii rodzinnych o matce ateistce, ojcu agnostyku, czy bracie, który jest filozofem hodującym lamy. To anegdotyczne i humorystyczne podejście jest typowe dla Barnesa przy jego racjonalizmie i chroni go bardzo skutecznie przed powagą jakiejkolwiek mistyki i metafizyki. Nawet te poważniejsze partie tekstu, gdzie jako wsparcia w dyskusji z samym sobą (i pośrednio z nieobecnym bratem) używa poglądów i biografii wielkich poprzedników, są przełamywane anegdotycznymi wręcz rekonstrukcjami wizyt na cmentarzach i ostatnich chwil życia znanych postaci.

Barnes wyraźnie jednak oddzielił śmierć od umierania i podzielił ludzi na tych, którzy boją się śmierci i tych, którzy boją się umierania. Bać się śmierci oznacza tu lęk przed nicością, niebytem, nieistnieniem. To niemożność wyobrażenia sobie świata bez siebie, świata po sobie, a w rzadkich przypadkach i świata przed swoim istnieniem. Umieranie zaś jest w książce jedynie sygnalizowane. To proces, rozciągnięty w czasie, stopniowa lub gwałtowna degradacja ciała i umysłu. Nie ten aspekt jednak interesuje pisarza, jego niepokoi niebyt, tytułowa nicość. Rzecz niewyobrażalna tak dalece, że bezpieczniej jest odwołać się do Flauberta, Montaigna, Larkina, Ravela i historii innych kompozytorów. Nie sposób jednak znaleźć odpowiedzi na pytania bez odpowiedzi, te o niebyt właśnie, życie pozagrobowe, śmierć jako koniec lub początek, obecność Boga w końcu. Wszystko to już było ( stąd w książce anglika długa lista nazwisk i cytatów) i wszystko jałowe i bez odpowiedzi. Banału i kompromitacji unika Barnes dzięki autobiograficzności prowadzonych dywagacji. Jest autentyczny w swoim lęku przed lataniem, w lęku przed fizyczną degradacją, przed męczącym i bolesnym umieraniem i nicością w końcu.

Śmierć jest fascynująca i przerażająca, podobnie jak życie we współczesnym świecie, pozbawionym wiary w Boga. To drugi z istotnych tematów. W świecie, gdzie nie ma Boga, nie ma niczego, co mogłoby stać się pocieszeniem.  Są owszem chwilowe przyjemności, ale nie łagodzą lęku przed śmiercią, bo śmierć ciągle jest niepokonana. Jedyną więc metodą żeby żyć jest śmierć zagadać i Barnes to robi. Zagaduje ją na śmierć. I jest to gadanie i emocjonalne, i chłodno racjonalne, ciągle jednak bez właściwych odpowiedzi.

Powrót do tej lektury  jest szczególnie ciekawy po wcześniejszych "Wymiarach życia", będących zapisem żałoby po śmierci żony. zestawienie obu książek to  konfrontacja przeżywanego i jedynie przeczuwanego.


Autor: Julian Barnes
Tytuł: Nie ma się czego bać
Tłumaczenie: Jan Kabat
Wydawnictwo: Świat Książki
Data wydania: 2010

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

"Życie przed sobą" Romain Gary

  Za "Życie przed sobą" Romain Gary otrzymał nagrodę Goncourtów. Po raz drugi otrzymał nagrodę, którą można otrzymać tylko raz ...